Za nami moja pierwsza podróż samolotem z dzieckiem.
Mała ma dokładnie 5 miesięcy, karmię ją piersią – butelki, smoczka nie tyka. Leciałam z nią całkiem sama, czyli brak dodatkowych rąk męża, babci, kogokolwiek. Dodatkowo z nami duży bagaż, torba podręczna i wózek. Lot niedługi, europejski, tyle, że z przesiadką i 3 godzinnym oczekiwaniem pomiędzy. Jeżeli przed Wami lot z maluchem na pokładzie – być może przydadzą się moje doświadczenia.
Na tydzień przed wylotem usłyszałam na jednym vlogu, że samotna podróż z malutkim dzieckiem jest nie tyle trudna, co niemożliwa. Dziewczyna, która opowiadała o swoim doświadczeniu leciała z mamą i mówiła, że inna opcja jest po prostu nie do wykonania.
Zaraz potem usłyszałam, że jedna z celebrytek żali się, bo leciała sama z dziećmi i nikt z pasażerów jej nie pomógł.
No to super – pomyślałam. Grunt to słowa otuchy.
Na szczęście, żyję chyba w jakimś innym świecie, ponieważ moja rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Obsługa i przebieg lotu
Linie lotnicze, które wybrałam to Lufthansa, czyli nie „łizery” i „rajanery”, w których być może sytuacja wygląda inaczej (za jakiś czas się przekonam i na pewno dam znać!).
Od początku panie steewardessy uśmiechały się do nas od ucha do ucha i wręczyły małą grzechotkę, co było naprawdę miłe i przydatne.
Obsługa podchodziła i pytała, czy wszystko w porządku, czy nie potrzebuję pomocy.
Czy Mała płakała?
Oczywiście, że tak. Co dziwne nawet nie przy starcie czy lądowaniu, co zdarza się najczęściej tylko przed i po, czyli wtedy kiedy się siedzi i czeka. Czekanie i usiedzenie w jednym miejscu dla pięciomiesięcznego dziecka jest niewykonalne. Ale nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Grzechotka, machanie, tiu-tianie i tyle.
W czasie samego lotu to już luzik, można chodzić, można się nakarmić, przebrać – we wszystkich toaletach na pokładzie były przewijaki.
Przegapiłam serwowaną kanapkę, jako, że wtedy karmiłyśmy się w toalecie, ale idealnie być przecież nie może ;).
Wózek oddałam przy samych schodach do samolotu, a na czas przesiadki i oczekiwania został nam oddany – czekał przy samych wyjściu, co było mega dużym ułatwieniem.
Pasażerowie
Wszystkich uprzejmości, uśmiechów i pomocy nawet nie jestem w stanie zliczyć. Coś nieprawdopodobnego! Naprawdę wow.
Ani razu nie poprosiłam o pomoc… nie było takiej potrzeby, ponieważ na każdym kroku ktoś mi pomagał lub pomoc proponował. Ludzie podchodzili, zagadywali, uśmiechali się, tiu-tiali do Małej. Jedna Pani w samolocie, podczas wysiadania wzięła małą na ręce, żebym mogła spokojnie zapiąć i założyć torbę podręczną.
Łącznie przez cały dzień ok. 8 osób spytało, jak Mała ma na imię, w jakim jest wieku. Pani, która sprzedawała bułki w lotniskowym sklepiku dała mi darmową czekoladkę i opowiedziała o swojej ciąży.
Czy byłam zmęczona?
Oczywiście, że tak. Zmęczona, ale naprawdę zadowolona i naładowana energią od pasażerów i obsługi. Odczułam ogromną ulgę, ponieważ byłam przekonana, że podczas lotu ludzie będą mnie zabijać wzrokiem lub wręcz upominać, a tu takie pozytywne zaskoczenie. Pamiętam jak sama, wstyd się przyznać, zanim miałam dzieci, lecąc samolotem tylko się modliłam, żeby nie usiąść koło jakiegoś wrzeszczącego dziecka. Byłam przekonana, że teraz w odwecie dostanę za swoje.
Co mnie zaskoczyło?
- opowiadanie współpasażerów o swoich dzieciach – pokazywanie zdjęć, ogromna otwartość ludzi.
- pomoc i uśmiechy z każdej strony – czułam się jak celebrytka (a raczej matka celebrytki) 😉
- przewijaki i pokoje matki i dziecka – wszędzie, we wszystkich toaletach, zarówno na lotniskach jak i na pokładzie samolotu były przewijaki (podejrzewam, że one od zawsze tam były, tylko nie mając dziecka oczywiście nigdy na żaden nie zwróciłam uwagi 😉 )
Moje rady i wnioski
– Podróż samolotem z dzieckiem zawsze jest stresująca. To co ja mogłabym doradzić, to przede wszystkim podejście do całej sytuacji na luzie i z dystansem. Oczywiście, że dziecko będzie płakać – nic na to nie poradzisz. Musisz przeczekać i to wszystko. Spróbuj zminimalizować stres do minimum, bo w niczym nie pomoże.
– Na start i lądowanie wszyscy radzą zabranie butelki/smoczka/czegoś do jedzenia, żeby uszy nie bolały. My karmimy się wyłącznie piersią, smoczka i butelki Mała w najmniejszym stopniu nie toleruje. Nie wyciągnęłam jednak piersi – przy całej tolerancji dla innych mam, które karmią piersią publicznie – mnie to krępuje i jest dla mnie niewyobrażalne. Karmiłam więc w toaletach przystosowanych do maluchów.
-Warto mieć pod ręką grzechotkę/zabawkę, dodatkowe ubranka na zmianę, kilka pampersów i coś do przykrycia. Ale to oczywiste oczywistości dla większości rodziców.
– Niemowlęta i małe dzieci, do drugiego roku życia podróżują na kolanach rodziców – otrzymujemy specjalny pas do przypięcia dziecka do siebie.
–Nie bój się prosić o pomoc. Jeżeli nie będziesz miała tyle szczęścia i pomoc nie będzie spadała sama – proś o nią. Uśmiechaj się, bądź życzliwa – nie patrz spod byka na ludzi, którzy jeszcze Ci nie pomogli.
W tym roku czeka nas jeszcze kilkanaście lotów, w tym kilka kilkunastogodzinnych. Chętnie poczytam o Waszych przygodach z maluchami na pokładzie. Czy też macie pozytywne odczucia, czy zupełnie przeciwnie? Co poradzicie innym rodzicom?
Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące naszej podróży – zapraszam.